Pozdrowienia z Afryki

Moje pierwsze afrykańskie Boże Narodzenie spędziłam w więzieniu, w dosłownym znaczeniu tego słowa. Na szczęście nie byłam osadzoną tylko odwiedzającą.

Moja współsiostra - s. Orencja - trzyma pieczę nad więźniami w Bafoussam (zachodni Kamerun), odwiedza ich od czasu do czasu i pomaga na różne sposoby. Z nią to właśnie 24 grudnia pojechałam na jasełka ... do więzienia. Pierwszym zaskoczeniem było, że nikt mnie nie sprawdzał, strażnikom wystarczył fakt, że jestem razem z Siostrą. Teren dla odbywających karę zaczyna się już za pierwszymi drzwiami. Tam czekał już na nas ochroniarz, którego zadaniem jest bezpieczne przeprowadzenie nas do kaplicy, ponieważ osadzeni nie są zamknięci w celach, tylko swobodnie spacerują po terenie całego prawie więzienia. Ochroniarzem był oczywiście jeden z więźniów - katolik. Na początku przeszliśmy przez salę odwiedzin, a następnie szliśmy labiryntem korytarzy i dziedzińców, mijając po drodze więzienny sklepik, paleniska do przyrządzania sobie posiłków i tłumy osadzonych mężczyzn. Na końcu naszej trasy znajdował się dziedziniec, gdzie są trzy miejsca modlitwy: katolików, protestantów i muzułmanów. W kaplicy znajdował się już przygotowany żłóbek udekorowany kolorowymi gwiazdami i ozdobami. Przy suficie zwisały łańcuchy z papieru toaletowego białego i różowego, a z boku widniał napis Wesołych Świąt. W sumie na warunki i możliwości jakie mają więźniowie całkiem ładnie się wszystko prezentowało. Przyniesiono nam krzesełka i zasiadłyśmy w pierwszych rzędach jako goście honorowi. Oczywiście wszystko zaczęło się ze znacznym opóźnieniem, gdy jednak rozpoczęły się jasełka byłam pod ich wielkim wrażeniem. Całość była podzielona na akty, była kurtyna zasłaniana przy końcu każdej sceny, przed rozpoczęciem gry scenicznej konferansjer zapowiadał fragment Ewangelii, który następnie oglądaliśmy. Lecz przede wszystkim podobała mi się gra sceniczna więźniów. Wszyscy zachowali powagę, byli bardzo autentyczni w wyrażaniu emocji, mówili głośno i wyraźnie, każdy dobrze znał swą kwestę. Byłam zachwycona tymi jasełkami, które wprowadziły mnie w klimat Bożego Narodzenia.

Natomiast w sam dzień Bożego Narodzenia już raniutko na godz. 7.00 byłyśmy w  więzieniu by dopilnować transportu chleba do kaplicy. S. Orancja każdego roku dla wszystkich osadzonych daje taki prezent: chlebek (czyli taka polska bułka paryska) z czekoladą. Jest to dla nich wielki przysmak, bo jeśli rodzina im chleba nie kupi, lub sami sobie nie załatwią to przez cały okres pobytu w więzieniu nie posmakują go. Każdy odbywający karę dostaje jeść raz dziennie: porcję papki z mąki kukurydzianej z sosem lub kukurydzę. Nasze świętowanie oczywiście zaczęliśmy od Mszy Świętej. Jak chór mężczyzn wyśpiewał kolędę to tylko mury więzienia trzeszczały. Nawet wynaleźli trybularz o wątpliwej jednak zawartości, gdyż bardziej pachniało mi tabaką niż kadzidłem. Ale dym był i modlitwa wznosiła się przed Boga Tron. Po Mszy Świętej rozdawałyśmy chlebki i masło czekoladowe wszystkim więźniom.

Gdy tak popatrzyłam na scenerię w której się znajdowałam: ubogą kaplicę więzienną - jak stajenka - osadzonych, którzy wyśpiewują dziękczynienie Bogu - jak pasterze i Jezusa, który rodzi się na ołtarzu, to doświadczyłam wielkiej pokory i miłości Boga, który przychodzi do nas nie patrząc na miejsce, czas czy stan naszego ducha. Jezus przychodzi, by być z nami, zawsze i wszędzie. Przychodzi by nas wyswobodzić z niewoli naszych grzechów. Więc, jeśli jesteś w więzieniu swego grzechu, lęku, swych słabości, niesiesz poczucie wielkiej winy, czujesz się złoczyńcą, mordercą, złodziejem, przegranym, życie twe nie ma przyszłości, mówię ci: BĄDŹ SPOKOJNY. JEZUS RODZI SIE W TWYM ŻYCIU. OTWÓRZ MU SWE SERCE NIE POMINIE CIEBIE. ON CHCE BYĆ Z TOBĄ W TWYM WIĘZIENIU. I UWOLNI CIĘ Z NIEGO JEŚLI MU POZWOLISZ. Tego doświadczyłam i to widziały moje oczy w więzieniu w Bafoussam.

s. Małgorzata Lech
PALLOTYNKA