"Na skrzyżowaniu świata" - o pracy misyjnej na Filipinach

Pięć lat minęło od momentu, w którym złożyłam swoje śluby wieczyste w Zgromadzeniu Franciszkanek Misjonarek Maryi w mojej rodzinnej Parafii bł. Jerzego Matulewicza w Kielcach.

Trzy z tych pięciu lat przeżyłam na Filipinach i tym doświadczeniem chciałabym się krótko podzielić a ty samym też podziękować za wsparcie modlitewne i finansowe, które otrzymałam z naszej diecezji na potrzeby osób, z którymi tam pracuję.

W tytule wspomniałam o „skrzyżowaniu świata”. Rzeczywiście Filipińczycy często tak charakteryzują swój kraj. Krzyżują się tu nie tylko wpływy kulturalne: chińskie i arabskie sprzed okresu kolonialnego, hiszpańskie z okresu 300-letniej kolonizacji czy amerykańskie z czasu stopniowego odzyskiwania niepodległości, ale też religijne – wśród dominującego katolicyzmu można spotkać też znaczący odsetek protestantów i muzułmanów. Wszystko to razem stanowi przeciekawą do odkrywania mieszankę. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda znajomo jak w Europie: stroje, sklepy, jedzenie dopiero po pewnym czasie odkrywa się też azjatycką specyfikę. Nie tylko co do potraw czy tropikalnego klimatu, ale i mentalności skupionej na własnej rodzinie i najbliższym otoczeniu. Ma się wrażenie, ze Filipińczycy bardziej czują się  częścią środowiska naturalnego niż Europejczycy. Stąd też jego ochrona jest jednym z priorytetów w codziennym życiu. Taka postawa nie kłóci się z fascynacją wszelkimi nowinkami technicznymi. Jeszcze innym skrzyżowaniem, które można obserwować na Filipinach jest spotkanie ogromnej biedy z bogactwem.

Większość z owych trzech lat spędziłam w miejscowości Sariaya, trzy godziny jazdy na południe od Manili, stolicy Filipin. Nawiasem mówiąc, często do określenia dystansu zamiast kilometrów używa się czasu podróży, a to dlatego, że korki są na Filipinach największe na świecie. Filipiny są przepięknym krajem jeśli chodzi o przyrodę: morze, góry, piękne plaże, lasy. Leżą w Pacyficznym Pierścieniu Ognia co powoduje, że obfitują w dużą liczbę wulkanów w większości aktywnych. Nasze miasto jest również położone na zboczu jednego z nich, wulkanu Banahaw. Jest on wprawdzie czynny, ale ostatnia erupcja miała miejsce ponad 100 lat temu (fot.1)

Nasza wspólnota Franciszkanek Misjonarek Maryi jest tu silnie zakorzeniona, gdyż od prawie stu lat prowadzimy tu szkołę, St. Joseph Academy of Sariaya, Quezon. Obecnie kształcimy i formujemy 1600 uczniów w zakresie podstawowej edukacji tj. od przedszkola do matury. Szkoła znacząco odciska swój ślad na lokalnej społeczności. Staramy się naszych uczniów, ich rodziców, pracowników i inne zaangażowane osoby formować do życia franciszkańskimi wartościami: umiłowania Krzyża, braterstwa, prostoty, radości, służby najuboższym, a przede wszystkim dzielenia się wiarą i miłością Jezusa. Dlatego też w program szkoły na stałe wpisane są różnego rodzaju formy aktywności i pomocy.

Jedną z nich jest cotygodniowe zaangażowanie naszych uczniów w katechizację uczniów szkół publicznych. Często myślimy o Filipinach jako bardzo katolickim kraju. Jest to prawda, bo około 80% obywateli jest ochrzczonych w Kościele Katolickim jednocześnie dostęp do regularnej katechezy mają właściwie tylko uczniowie szkół katolickich, czyli około 10% wszystkich uczniów. Jednym z powodów takiej sytuacji jest mała liczba osób, które podjęłyby się katechizacji. Stąd nasi uczniowie starszych klas szkoły średniej w każdą środę rano jeżdżą na katechezę do okolicznych podstawowych szkół publicznych. Jest to dobre doświadczenie dla obu stron, gdyż dzieci mają możliwość poznawania Pana Boga a nasi uczniowie mogą dzielić się wiarą i jednocześnie nabyć warsztatu pracy nauczyciela. (fot.2 i 3)

Innym obszarem zaangażowania naszych uczniów jest cotygodniowy program katechezy i dożywiania połączony z dodatkowymi lekcjami z angielskiego i matematyki dla dzieci w dwóch najuboższych dzielnicach naszego miasta. Konieczność istnienia takiego programu jest  uwarunkowana pewnego rodzaju zaklętym kręgiem, w którym żyją ubogie rodziny. Rodzice dzieci nie mają ukończonej szkoły podstawowej, co sprawia, że mogą wykonywać tylko najprostsze, najsłabiej płatne prace. To zmusza dzieci do porzucania szkoły (nawet przed ukończeniem szkoły podstawowej) i szukania pracy, by pomóc utrzymać rodzinę. Dodatkowe lekcje i stypendia dają realną szansę na dokończenie edukacji i wyjście ze spirali ubóstwa. Taką regularną pomocą objęte jest około 100 rodzin, a więc ponad 200 dzieci.

Szerzej chciałabym podzielić się osobistym doświadczeniem z apostolatu w naszej trzeciej i jednocześnie najuboższej dzielnicy zwanej BaleteDumpsite. Siostry rozpoczęły tam pracę w momencie, gdy dołączyłam do tutejszej wspólnoty, dlatego z losem tamtejszych mieszkańców jestem związana najbardziej.

BaleteDumpsiteto niewielki obszar przy głównej drodze wjazdowej do miasta, na którym mieszka około 30 rodzin. Ponad 30 lat temu powstało tu wysypisko śmieci. W krótkim czasie wokół niego skupiło się kilka rodzin, które żyły z tego, co znalazły w śmieciach i sprzedały. Rodziny, które tam mieszkają obecnie są potomkami tamtych. Na wysypisku wychowało się więc już trzy pokolenia.Sytuacja zmieniła się, dwa lata temu, gdy zarząd miasta zdecydował o przeniesieniu wysypiska na mniej rzucające się w oczy miejsce. Teren ogrodzono, posprzątano, posadzono drzewa, ale losem 30 rodzin, mieszkających obok w domkach z dykty, blachy i banerów nikt z urzędu się nie zainteresował. Śmieci usunięto, ale pozyskiwanie ich i segregacja to jedyny fach jaki mieszkańcy znają. W efekcie zbierają oni śmieci w mieście i przywożą do swoich domów, segregują i sprzedają.

Pracę z mieszkańcami Balete rozpoczęłyśmy w sierpniu 2018 roku. Zaczęłyśmy prowadzić w każdą sobotę katechezę dla dzieci. Po pierwszym razie uświadomiłyśmy sobie, że dzieciom trudno się skupić na zajęciach z powodu głodu. Uruchomiłyśmy więc, dzięki wsparciu Diecezji Kieleckiej, program katechezy połączony z programem dożywiania. Z czasem zajęcia rozszerzyłyśmy również na rodziców, była to katecheza ze szczególnym naciskiem na godność człowieka. Chciałyśmy, by poprzez to zapragnęli zmiany w swoim życiu. Początkowo naszym miejscem spotkań był dach przy sklepiku, ale z pomocą mieszkańców udało nam się wybudować bardzo prosty budynek, w którym mamy zajęcia. Służy on też za miejsce różnych lokalnych spotkań przy okazji chrztów, urodzin, pogrzebów(fot.4-11). To jeden z pierwszych kroków w budowaniu lokalnej społeczności.

Z uwagi na ogólną sytuację na Filipinach najlepszym sposobem długoterminowej pomocy, jest dofinansowywanie edukacji. Oficjalnie szkolnictwo podstawowe jest bezpłatne jednakże uczniowie są obciążeni dużą ilością dodatkowych składek na utrzymanie budynków, ich remonty, a także zakup materiałów do prac zaliczeniowych, mundurków, wyprawki itp. Innym problemem jest niski poziom kształcenia w szkołach publicznych, co jest spowodowane częstą nieobecnością nauczycieli w pracy. Stąd też szkolnictwo katolickie cieszy się bardzo dobrą opinią a absolwenci mają realną szansę na dobre studia lub pracę, a w efekcie na poprawę bytu całej rodziny.

Przyjaciele, w tym miejscu chciałabym z serca podziękować za wsparcie finansowe, które do tej pory otrzymaliśmy z Diecezji Kieleckiej. Zostało ono przeznaczone na organizację naszych sobotnich zajęć z dziećmi (wyżywienie, mleko dla najmłodszych, artykuły papiernicze do zajęć, a także zakup wyposażenia jak stoły i krzesła). Jeśli chcielibyście w wspomóc materialnie edukację dzieci i młodzieży, z którymi pracuję to zachęcam do wpłat na konto sióstr:

Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi
Bank PEKAO SA, I Oddział w Warszawie
75 1240 1037 1111 0010 1699 8840
z dopiskiem: s. A.Skołuba - Filipiny

Z wdzięcznością i modlitwą

s. Ania Skołuba
Sariaya, Filipiny