Ks. Stefan Radziszewski: Śmierć towarzyszy człowiekowi od początku istnienia

Rozmowa z ks. dr. hab. Stefanem Radziszewskim, prefektem w Zespole Szkół Sióstr Nazaretanek Świętej Jadwigi Królowej w Kielcach.

We Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny wspominamy naszych bliskich zmarłych. To również moment refleksji nad życiem.

Śmierć towarzyszy człowiekowi od początku istnienia. Nie jesteśmy w stanie uniknąć dnia ostatniego i śmierci. W chrześcijaństwie patrzymy na nią z nadzieją przez pryzmat wiary. Skoro Chrystus dla nas umarł i zmartwychwstał, to nie lękamy się śmierci. Zatrzymanie się i modlitwa nad mogiłami naszych bliskich, nawet w czasach kryzysu wiary, czy ateizmu, jest potrzebna. Uświadamiamy sobie naszą kruchość i przemijalność. Te święta przychodzą po październiku, który skupiony jest na modlitwie różańcowej. Nasze życie przebiega bowiem nie tylko pod patronatem Świętych, ale przede wszystkim Matki Bożej. Ona jest Królową Wniebowziętą i przypomina nam, że pielgrzymujemy przez doczesność jako jedna rodzina i jesteśmy powołani do życia wiecznego. Ten świat i nasze życie – prędzej czy później – przeminą, choćbyśmy nie wiem jak trzymali się jego ostatnich skrawków. Natomiast powołani jesteśmy do wielkich rzeczy: przechodzimy przez bramę śmierci, aby spotkać Boga, który naprawdę nas kocha.

W średniowieczu przypominano: „Pamiętaj, że umrzesz” (Memento mori). Dziś o tym zapominamy.

Przeżycie śmierci jest bardzo indywidualne i osobiste. Myślę, że każdemu przychodzi refleksja, co będzie po śmierci, nawet jeżeli dzisiaj żyjemy w kulturze, która nie jest przychylna chrześcijańskiemu spojrzeniu na śmierć. Wielcy tego świata nie przejmują się transcendencją, wiecznością, dla nich jest tylko tu i teraz. Jednak nie może być tak, że dla ratowania przemijalnego życia doczesnego poświęcam życie wieczne. Dziś człowiek jest tak przerażony, że zamyka się i zapomina drogę do kościoła. Tymczasem mamy troszczyć się o ciało i o ducha. Tam gdzie jest Pan Bóg, modlitwa, gdzie powierzamy się Jemu z ufnością, to będzie dużo korzystniejsze dla naszego ciała, ale też dla psychiki i naszego wnętrza.

Nie należy zatem zaniedbywać sakramentów...

Zauważmy, że pogrzeb katolicki jest sprawowany razem ze Mszą świętą, ponieważ chcemy zmarłego zanurzyć w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Bez sakramentów człowiek będzie umierał. Może wiele zgromadzić w życiu doczesnym, ale im mocniej będzie inwestował w materię, tym gorzej dla ducha. Goniąc za propozycjami tego świata, stajemy się martwi duchowo. Tymczasem Bóg dał życie, abyśmy idąc przez ten świat odnaleźli drogę do Niego. Ten powrót dokonuje się przez drogę sakramentów, zwłaszcza pokuty i pojednania oraz Eucharystii.

Umieranie wiąże się z cierpieniem.

Uciekamy przed bólem, cierpieniem, łzami. Cierpienia nie można uniknąć: jeżeli kogoś naprawdę kochałem, rozłąka musi boleć. Wszystko zależy od tego, co mamy w sercu. Jeśli popatrzymy na życie jako na wstęp do wieczności, wtedy dusza chrześcijańska nie musi drżeć. To tak, jak małżonkowie przeżyli ze sobą całe życie i jedno z nich umiera, a drugie czeka na śmierć, aby połączyć się z tym, kogo kochał. Przemija postać tego świata. Pytanie – w co zainwestowałem swoje serce? W sprawy doczesne czy wieczne?

Współcześnie obserwujemy trywializację śmierci w filmach, grach komputerowych.

Człowiek brnie w kierunku bycia zabawowym, rozrywkowym. Życie podszyte jest ironią. Twórcy z rzeczy świętych uczynili przedmiot drwin, śmiechu i żartu. Śmierć zredukowana jest do czegoś, co ma nas przerazić. To czyni wielkie spustoszenie moralne i osłabia wrażliwość, ponieważ jeśli człowiek wchodzi w ciemności, pojawia się lęk, złość, pretensje i nienawiść. W tych obrazach kultury jest zafałszowany świat.

Chrześcijaństwo ukazuje nadzieję płynącą ze zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.

Jednym z motywów, który nas podtrzymuje jest Stabat Mater, Matka Bolesna, która staje pod krzyżem i patrzy na martwe ciało Syna, a za chwilę będzie Wniebowziętą Królową. Jeżeli mocno trzymamy się Maryi, będziemy szczęśliwi. Zauważmy, dziś jest atak na macierzyństwo, rodzinę, życie. Wszystkie siły sprzysięgły się na to, co święte. Pierwsi chrześcijanie też zmagali się z mocami zła. To, że jesteśmy zanurzeni w antychrześcijańskiej kulturze, która nienawidzi życia, wiary, to nic nowego. Trzeba się cieszyć łaską wiary katolickiej i trzymać się tego, co ona nakazuje.

We Wszystkich Świętych wspominamy tych, którzy osiągnęli zbawienie, a w Dzień Zaduszny tych, którzy na nie czekają.

Widać to w procesji na naszych cmentarzach. To pielgrzymowanie, w którym nie jesteśmy sami. Kościół mówi o mocy sakramentów. Dla nas siłą jest Eucharystia, bo każdego dnia możemy przyjmować Pana Jezusa. Codzienna Komunia staje się wiatykiem, pokarmem na drogę do wieczności. To tajemnica zbawienia, wobec której milczy rozum ludzki. Wobec śmierci potrzebna jest pokora, a nie wymądrzanie się.

Dla nas katolików ważna jest modlitwa za zmarłych i za dusze w czyśćcu cierpiące.

Modlitwa jest fenomenem. Modląc się, nigdy nie jestem sam. Bóg jest obecny w moim życiu, ale też jestem w komunii ze świętymi. Modlę się za nich, oni za mnie i stajemy się rodziną. Trzeba polubić modlitwę i zaprzyjaźnić się ze świętymi. Wtedy inaczej patrzymy na życie, na cierpienie, ale umiemy również  w taki sposób przyjąć sukcesy i zaszczyty, aby nie wbijać się w pychę, bo jesteśmy tylko śmiertelnymi ludźmi.

Dziękuję za rozmowę.

Katarzyna Bernat