Na północ od Akry, jak ziarnko gorczycy

Na nasz adres mailowy otrzymaliśmy wiadomość z dalekiej Ghany, gdzie urząd Nuncjusza Apostolskiego pełni nasz Rodak Ksiądz Arcybiskup Henryk Jagodziński. Zachęcamy do lektury.

Wczoraj wróciłem z duszpasterskie wizyty w diecezji Damongo, gdzie przebywałem od zeszłego czwartku. Do odwiedzenia tej diecezji zaprosił mnie jej pasterz, J.E. bp Peter Paul Yelezuome Angkyier. Diecezja ta jest stosunkowo młoda, bo powstała dopiero w lutym 1995 r., co łatwo było mi zapamiętać, ponieważ jest to rok moich święceń kapłańskich. Ten szczegół pozwoliłem sobie także zaznaczyć podczas powitania z wiernymi w katedrze, podczas pierwszego dnia mojej podróży, co spotkało się z dużym aplauzem zgromadzonych. Kiedy powstała ta diecezja, liczyła sobie tylko pięć parafii. Obecnie, ta liczba urosła do trzynastu. Może liczbowoto nie wygląda zbyt rewelacyjnie, ale muszę dodać, że każda z tych parafii obsługuje dodatkowo kilka tzw. stacji, czyli kaplic dojazdowych. Niektóre z nich na pewno, w przyszłości, staną się samodzielnymi parafiami. Ale na terytorium diecezji mieszka około 364 000 ludzi, z czego katolików jest na razie około 30000. Większość mieszkańców tego regionu, to wyznawcy religii tradycyjnych, którzy stanowią ponad 70%, potem są muzułmanie i wreszcie katolicy. Obecne są też wspólnoty protestanckie, szczególnie aktywne są obecnie kościoły zielonoświątkowe.  Na taki stan rzeczy złożyły się okoliczności historyczne. Damongo znajduje się w północnej części kraju, w Regionie Sawanny. W czasach kolonialnych, Brytyjczycy nie zezwalali na działalność katolickich misjonarzy w tym rejonie aż do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Teren ten miał stanowić miejsce ewangelizacji Kościoła anglikańskiego, który jednak nie odniósł tutaj zbyt wielkich sukcesów. W większości krajów afrykańskich, tam, gdzie pojawili się katoliccy misjonarze, tam też pojawiały się szkoły i szpitale. Tak też było i w Damongo, o czym mówili mi także i niechrześcijanie. Ponieważ przybyli tutaj relatywnie późno, więc tych instytucji nie ma tu zbyt wiele. Z Akry do stolicy diecezji, czyli Damongo, odległość wynosi 384 km. Generalnie droga prowadząca z Akry do Damongo jest dobra, została wybudowana dość niedawno, ale niestety przy wjeździe i wyjeździe z każdej wioski, nie mówiąc o miastach, są progi zwalniające. Niektóre z nich zbudowane są z prawdziwym rozmachem, jakby tu miały przejeżdżać także i czołgi. Są też miejsca, gdzie zostały one zbudowane spontanicznie przez mieszkańców co sprawia, że trzeba zwolnić przed progami aż prędkości minimalnej. Także podróż z Akry do Damongo zajęła mi około 9 godzin. Dodatkową atrakcją podróży były wszechobecne kozy. Tutejszy gatunek jest trochę mniejszy od tych, które znamy w Polsce. Otóż kozy tutaj bardzo lubią wylegiwać się na drogach, szczególnie na tych asfaltowanych. Tak już przyzwyczaiły się do ruchu drogowego, że prawie nie reagują na nadjeżdżające pojazdy. Z bocznymi drogami jest różnie, czasem są bardzo dobre drogi, czasem asfalt jest, ale z dziurami albo go wcale nie ma, i zamiast dziur są głębokie koleiny. Ogólnie rzecz biorąc, północna cześć kraju jest mniej rozwinięta niż jej część południowa. Również klimat jest tutaj cięższy. W porze deszczowej, czasem jest za dużo deszczu, co powoduje podtopienia, a w porze suchej wszystko wysycha i brakuje wody. Dodatkowo przychodzi dokuczliwy wiatr z północy zwany Harmatan, który niesie uciążliwy pył z Sahary. W związku z tym zamieszkuje tutaj mniejsza ilość ludziniż na południa kraju, gdzie w dalszym ciągu trwa migracja z północy na południe.

Już na granicy diecezji, czekał na mnie J.E. bp Peter Paul, wraz ze swoimi współpracownikami. Nawiedziliśmy kościół parafialny p.w. św. Antoniego Padewskiego w Bamboi, a następnie obejrzeliśmy budowę nowej świątyni, gdzie czekała na nas grupka wiernych, która powitała nas pieśnią. Potem udaliśmy się do kaplicy w stacji misyjnej Wasipe, gdzie pomodliliśmy się chwilę razem z wiernymi. Następnym etapem była wizyta w parafii Tinga i odwiedziny sióstr Franciszkanek Misjonarek, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad. Po obiedzie pojechaliśmy do parafii Męczenników Ugandyjskich w Bole, gdzie powitali nas szczególnie gorąco licznie zgromadzeni wierni. Przed wejściem do kościoła podano mi wodę do picia, według miejscowej tradycji, w naczyniu wykonanym z kalebasy, rodzaju tykwy, której owoce po wysuszeniu stają się doskonałymi naczyniami oraz materiałem na grzechotki i inne instrumenty muzyczne.

Już na przedmieściach Damongo zatrzymaliśmy się przy katolickiej szkole w Yirpala, aby pozdrowić dzieci, które trwały w oczekiwaniu na nasze przybycie trzy godziny po zakończeniu zajęć. Kiedy dotarliśmy do katedry, już czekał na nas szpaler szkolnej młodzieży, w mundurkach szkolnych, która odprowadziła nas ze śpiewem do katedry p.w. Św. Anny, gdzie sprawowałem moja pierwszą Mszę Św. na terenie diecezji Damongo.

Następnego dnia pierwszym punktem programu, była wizyta w Centrum dla Transformacji Konfliktów i Studiów nad Pokojem (Center for Conflict Transformation and PeaceStudies). Co prawdacechą charakterystyczną Ghany jest pokojowe współistnienie wielu wyznań religijnych oraz grup etnicznych, to jednak tam gdzie są ludzie, od czasu do czasu pojawiają się też i problemy. Ta diecezjalna instytucja zajmuje się zażegnywaniem konfliktów i pojednaniem, tam, gdzie one już powstały. W Centrum odbywają się seminaria, warsztaty konferencje, które przygotowują animatorów pojednania. Organizowane są też programy pojednawcze dla grup żyjących w konfliktach. Na terenie diecezji żyje wiele różnych plemion, mających swoje własne tradycje. Waśnie między nimi powstają na różnym tle: np. na tle własności ziemi, gdzie tutejszy system własności jest dość skomplikowany. Dlatego centrum stara się zapobiegać powstawaniu napięć, a tam, gdzie są dąży do ich rozładowania. Jest to służba dla całej społeczności regionu, nie tylko dla katolików, którzy tutaj są mniejszością. Ta praca na rzecz pokoju jest szczególnie doceniania przez miejscową ludność i ich leaderów.

Następnym punktem programu była Masza Św. w Niższym Seminarium p.w. Św. Cypriana w Sawla. Powitanie było szczególnie uroczyste, przy akompaniamencie szkolnej orkiestry dętej. Jest to tak naprawdę szkoła średnia, gdzie seminarzystów jest 13 na około 120 uczniów. Podczas tej Mszy Św. udzieliłem sakramentu bierzmowania 10 uczniom tej szkoły. Po obiedzie, spotkałem się z seminarzystami z niższego Seminarium i klerykami studiującymi w różnych Wyższych Seminariach.

Kolejnym etapem tego dnia była wizyta w parku narodowym Mole, który jest najstarszym parkiem w kraju. Jest to jedyne miejsce w Ghanie, gdzie są słonie. Podobno są także lwy. Na spotkaniu z dyrekcją parku zapytałem czy ktoś te lwy widział. Odpowiedziano mi, że widziano odbite ślady tych drapieżników, więc stąd wniosek, że tam być powinny. Na terytorium parku znajduje się tęż kaplica, gdzie oprócz pracowników parku przychodzą także pobliscy mieszkańcy. Obok katolickiej kaplicy jest też meczet oraz zbór metodystów i zielonoświątkowców.

Tego dnia złożyłem kurtuazyjna wizytę tradycyjnemu wodzowi Yabonwura, Overlord of Gonjaland, którego tytułuje się tutaj jego królewska wysokość. Podczas mojej podróży po diecezji odwiedziłem także jeszcze dwóchinnych tradycyjnych wodzów. W Daboya był to Wasipewura Kabasagya Anyame Mumuni II a w Buipe spotkałem JKM Buipewura Mahamadu Abdulai Jinapor. Spotkania miały oczywiście swój ceremoniał, nad którym czuwał mistrz ceremonii. Był też obecny dwór, gdzie dworzanie siedzieli na rozłożonych dywanach albo skórach. Co jakiś czas, na wezwanie mistrza ceremonii kładli się na bok, dotykając głową ziemi. Wodzowie odgrywają bardzo ważną rolę w życiu Ghańczyków. Oficjalnie są oni administratorami ziemi. Ale tak naprawdę są leaderami lokalnych społeczności, gdzie ich członkowie zwracają się do nich z ważniejszymi sprawi i problemami. Od nich w dużej mierze zależy pokój między poszczególnymi plemionami.

W sobotę głównym punktem dnia była Msza św. podczas, której poświęciłem kaplicę w misyjnej stacji Daboya. Co prawda na razie jest tam tylko 50 katolików, ale ich liczba stale rośnie. Wierni należą do następujących plemion: Gonja, Tampulma, Grune, Dagaaba, Brifor, Kasenas, Kokomba, Ewe, Akan i także kilku Nigeryjczyków. To tak, żeby uzmysłowić sobie, jak ciekawa jest tutaj mozaika etniczna. W homilii, powiedziałem wiernym, że poświęcenie tej kaplicy jest nie tylko ich wielką radością, ich diecezji, Kościoła w Ghanie, ale też całego Kościoła Powszechnego. W wielu krajach zamyka się kościoły i kaplice, bo już tam nie ma wiernych, a w Ghanie otwieramy nowe kościoły i kaplice, ponieważ jest coraz więcej tych, którzy chcą się modlić w kościele.

Po południu tego dnia, odwiedziłem także katolicki szpital West Gonja Catholic Hospital p.w. Św. Anny. Szpitale w Ghanie, w większości wyglądają trochę inaczej niż w naszym kraju. Są to parterowe pawilony, które mieszczą poszczególne oddziały, które połączone są zadaszonymi chodnikami. Podobnie jak katolickie szkoły, tak również katolickie instytucje medyczne cieszą się bardzo dobrą opinią ze względu na ich wysoki poziom. W tym szpitalu, urodził się także były prezydent Ghany John Mahama.

W ostatnim dniu mojego pobytu, przewodniczyłem uroczystościom 25-lecia parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Buipe. Jak można się domyślić obchody te miały niezwykle uroczysty charakter. Po Mszy Św. poświęciłem grotę ku czci Matki Bożej, którą ufundował jeden z parafian jako wotum za otrzymane łaski.

Po południu, poświęciłem kaplicę w Achubunyo, które jest położona niedaleko od drogi, w bezkresnym morzy zieleni. Przed rozpoczęciem uroczystości, nastąpiło uroczyste przecięcie wstęgi i wręczenie kluczy proboszczowi przeze mnie. Od drogi towarzyszyli nam muzykanci, grający na tradycyjnych instrumentach, których nazw już nie potrafię wymienić.

Ostatnim punktem mojego pobyty, było spotkanie z księżmi, siostrami zakonnymi i świeckimi leaderami diecezji. Podczas tego spotkania podziękowałem wszystkim za ich zaangażowanie i życzyłem owoców w pracy apostolskiej. Na zakończenie, otrzymałem tradycyjny strój ghański tzw. smock, wraz z czapką do kompletu. Wzbudziłem wiele radości wśród zebranych, kiedy go przymierzyłem.

Była to niezwykle wzruszającawizyta. Wszędzie, gdziekolwiek byłem, witano mnie z wielkim entuzjazmem i radością jako przedstawiciela Ojca Świętego. W oczach tych ludzi, niezależnie czy byli to dorośli czy dzieci, widać było niezwykłe szczęście płynące z wyznawanej wiary. Wszędzie, gdzie byłem, z kimkolwiek się spotykałem, czy to z zarządem parku narodowego, czy na spotkaniu z wodzami, z których dwóch było muzułmanami a jeden wyznawcą religii tradycyjnej, czy w szpitalu, wszędzie proszono mnie o błogosławieństwo, którego chętnie udzielałem. Pomimo tego, że liczbowo Kościół na tych terenach jest niewielki, to jednak posiada wiele instytucji edukacyjnych, medycznych i społecznych. Jak można się domyślić, służą one wszystkim, nie tylko katolikom, dlatego Kościół cieszy się tam tak wielkim szacunkiem. Podczas tej wizyty, podszedł do mnie jeden z najmłodszych wodzów, i po przedstawieniu się dodał „jestem dumny z tego, że jestem katolikiem”, było to dla mnie bardzo wymowne świadectwo, szczególnie biorąc pod uwagę polski kontekst.Na spotkaniach liturgicznych, opowiadałem o moim spotkaniu z Ojcem Świętym i o mojej prośbie o błogosławieństwo dla Ghany, które im teraz przynosiłem, co wywoływało wielki entuzjazm. Trudno opisać radość z głoszenia Ewangelii, to trzeba po prostu przeżyć. Po doświadczeniach takich jak te widać, jak aktualna jest Ewangelia. Tam jeszcze nie tak dawno, nie było prawie nic, a teraz wyrasta potężne drzewo Kościoła. Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu» (Mk 4, 30-32).

† Henryk M. Jagodziński
Nuncjusz Apostolski w Ghanie

24 sierpnia 2021 r.