Pielgrzymka do Sanktuarium Maria Ratschitz w Diecezji Dundee

Na zaproszenie J.E. Księdza Biskupa Grahama Rose udałem się 12 września do diecezji Dundee – pisze do nas Ksiądz Arcybiskup Henryk Jagodziński – nasz Rodak.

W tej pielgrzymce towarzyszył mi ks. prałat Giacomo Antonicelli, dla którego była to pierwsza podróż poza Pretorię i Johannesburg. Głównym powodem naszego przybycia był udział w diecezjalnej pielgrzymce ku czci Matki Bożej Bolesnej, która odbyła się w niedzielę, 14 września, w sanktuarium Maria Ratschitz Mission. Nim jednak zatrzymam się nad tym wyjątkowym miejscem modlitwy i historii, warto przywołać dzieje samej diecezji.

Dzisiejsza diecezja Dundee ma swoje korzenie w dawnej prefekturze apostolskiej Volksrust, erygowanej bullą In Similitudinem papieża Piusa XII w 1958 roku. Powierzona opiece Prowincji Angielskiej Zakonu Braci Mniejszych, rozwijała się stopniowo, aż 19 listopada 1982 roku została podniesiona do rangi diecezji bullą św. Jana Pawła II Quandoquidem Ecclesia. Jej pierwszym biskupem został Michael Paschal Rowland, OFM, konsekrowany 17 września 1983 roku.

Granice diecezji obejmują ogromny obszar – od Lydenburga na północy, po Durban na południu. Na 51 867 km² mieszka ponad 1,7 miliona ludzi, z czego niemal 95 tysięcy to katolicy, skupieni w 29 parafiach i otoczeni pasterską troską 30 kapłanów.

Historia diecezji to dzieje pełne gorliwości i ofiarnej służby. Już w 1889 roku powstała pierwsza misja w Maria Ratschitz, a w 1963 roku otwarto sierociniec św. Antoniego. Wkrótce wyświęcono pierwszego kapłana pochodzącego z ludu Zulu, powstały domy opieki, przybyły nowe zgromadzenia zakonne i powołano Centrum Pastoralne Pax Christi. Od 1985 roku diecezję Dundee łączy więź braterstwa z diecezją Brentwood w Anglii.

Sama misja w Maria Ratschitz ma korzenie w 1888 roku, gdy trapiści z Mariannhill wybrali urodzajną dolinę Nkunzi u stóp góry Hlatikulu jako miejsce swej pracy apostolskiej. Nazwa misji nawiązuje do czeskiego sanktuarium maryjnego w Ratschitz. Początki były skromne: dom z gliny, ciężka praca własnych rąk i niezłomny duch modlitwy. Z czasem powstało tu wzorcowe gospodarstwo, szkoła, warsztaty rzemieślnicze i piękny kościół, którego wieża i dźwięk dzwonów rozbrzmiewały w dolinie Wasbank.

Trapiści nie tylko głosili wiarę, lecz także uczyli godności pracy i umiejętności rolniczych. Marzyli o tworzeniu samowystarczalnych wspólnot. Niestety, polityka apartheidu zniweczyła te plany – mieszkańców przesiedlano, a misja popadała w kryzys. Oblaci i franciszkanie podjęli trud kontynuacji, lecz gospodarstwo upadało. Dopiero lata 90. przyniosły odrodzenie. Dzięki darczyńcom z Niemiec oraz ofiarności wielu osób odnowiono kościół Matki Bożej Bolesnej, a wraz z nim całe zabudowania. Odnowa miała wymiar nie tylko materialny – uczono zawodu, przywracano nadzieję, budowano wspólnotę.

Dziś sanktuarium promieniuje pokojem i duchową głębią. Jest domem modlitwy, miejscem rekolekcji i spotkań, a nade wszystko – świadectwem wiary minionych pokoleń, które w trudzie i cierpieniu nie straciły nadziei.

Choć diecezja nosi nazwę Dundee i tam wznosi się jej katedra, to serce biskupiej posługi bije dziś w Newcastle – największym mieście tej diecezji. Tam właśnie przybyliśmy w piątkowy wieczór. Przed naszymi oczami rozpostarł się malowniczy krajobraz: spokojne jezioro, otoczone zielenią, które zdawało się zapraszać do ciszy i modlitwy. Dawniej była tu farma, dziś – dzięki trosce diecezji – miejsce to tętni nowym życiem.

Pośród pól i drzew wznosi się dom biskupi i siedziba kurii, a obok nich – ośrodek rekolekcyjny, mogący ugościć siedemdziesiąt osób. To miejsce spotkań, modlitwy i odnowy duchowej, prowadzone z oddaniem przez Siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi. Wspólnota ta ma także polski akcent: s. Helena Szczepanek, rodem ze Szczebrzeszyna, pełni tu odpowiedzialną posługę w kancelarii diecezjalnej. Towarzyszą jej s. Melania z Ghany i s. Daniela z Portugalii – każda z nich wnosi swój język, kulturę i serce w tkankę tej wspólnoty.
Sam biskup Graham Rose mieszka w skromnym domku położonym tuż nad wodą. Ponieważ budynek był niewielki, garaż przemieniono na dodatkowy pokój. Z uśmiechem opowiadał, że jego losy potoczyły się odwrotnie niż u św. Piotra: gdy apostoł na wezwanie Jezusa zostawił jezioro i ryby, on – jako biskup – powrócił nad jezioro.

Nazajutrz wyruszyliśmy, by poznać bogactwo tej ziemi. Odwiedziliśmy katedrę w Dundee – matkę wszystkich kościołów diecezji. Tam powitał nas ks. Piotr Kaliciński, kapłan z diecezji sandomierskiej, pochodzący ze Staszowa. Odkryliśmy ze wzruszeniem, że obaj przyjęliśmy święcenia w tym samym, 1995 roku. W diecezji posługuje także inny nasz rodak, ks. Marek Młynarczyk, również z Sandomierza.

Nasza droga zawiodła nas także do Isandlwany – miejsca, gdzie historia przemawia ciszą i pamięcią. To tutaj, 22 stycznia 1879 roku, piętnaście tysięcy wojowników Zulu pokonało ponad tysiąc trzystu żołnierzy brytyjskich, niemal ich unicestwiając. Była to największa bitwa wojny brytyjsko-zuluskiej. A jednak, mimo ogromu wydarzenia, miejsce to nie nosi na sobie ciężaru wielkich pomników. Jest jedynie skromne muzeum i kilka tablic – jakby sama ziemia, wzniesiona w ciche wzgórza, wciąż przechowywała w sobie krzyk i ból tamtego dnia.

Sanktuarium Maria Ratschitz Mission rozpościera się w dolinie, w odległości 65 km od Newcastle, otoczonej górami i ciszą przyrody. Msza święta miała rozpocząć się w niedzielę o godzinie 11:00, lecz kapryśna aura sprawiła, że rozpoczęła się godzinę później. Deszcz delikatnie padał, chłodząc powietrze, a wierni – około pięciu tysięcy – zebrali się w skupieniu, w oczekiwaniu na spotkanie z Chrystusem. Czterdziestu kapłanów koncelebrowało Eucharystię, która odbyła się na świeżym powietrzu, wśród łanów zieleni i szumu wiatru. Deszcz nie zdołał zgasić radości zgromadzonych – liturgia stała się prawdziwym świętem wiary, tańca i pieśni

Mszę św. rozpocząłem w języku zulu, a homilię, w tym samym języku i po angielsku, wygłosił biskup Graham. Na początku liturgii ogłosiłem, że ofiaruję ją w intencji Ojca Świętego Leona XIV, w dniu jego siedemdziesiątych urodzin.

Wspólnie modliliśmy się w intencji Ojca Świętego, papieża Leona XIV, w dniu jego 70. urodzin. Na zakończenie, w sposób spontaniczny i poruszający, cały lud uniósł się z miejsc, by zaśpiewać mu Happy Birthday. Było to świadectwo żywego, radosnego Kościoła, w którym obecny jest Chrystus – Kościoła, który tańczy nadzieją i śpiewa sercem.

Po Mszy świętej spotkała mnie szczególna niespodzianka: podeszło do mnie troje rodaków z Newcastle. W ich uśmiechach i słowach odnajdywałem echo polskiej ziemi – most pamięci i serca, który łączył kontynenty.

Kościół w Maria Ratschitz wznosi się u stóp majestatycznych gór. Na zboczu jednej z nich jaśnieje biały krzyż – prosty, a zarazem potężny znak wiary. Swoimi ramionami zdaje się obejmować całą okolicę, jakby chciał przygarnąć każdego, kto szuka pocieszenia i pokoju. Jak opowiedział mi ks. Piotr, krzyż ten został postawiony przez polskiego misjonarza, ks. Tomasza Wójciaka, pasjonistę, który pracował tu w latach 1998–2004. Odszedł do Pana w 2021 roku, pokonany chorobą, lecz jego dzieło pozostało.

I oto właśnie w niedzielę święta Podwyższenia Krzyża Świętego, spoglądając na ten znak na górze, uświadomiłem sobie, że nie jest to tylko krzyż z kamienia i drewna. To krzyż wiary i miłości, który wyrósł z serca polskiego misjonarza, a dziś góruje nad doliną jako wieczne świadectwo zwycięstwa Chrystusa. Ten krzyż woła, że żadna ciemność nie zdoła zagasić światła, a żadna śmierć nie pokona życia. To krzyż, który jak latarnia wskazuje drogę wędrowcom – aby każdy, kto spojrzy ku górze, odnalazł nadzieję, siłę i sens.

Krzyż na Hlatikulu – postawiony ręką Polaka, a uświęcony łzami i modlitwą ludu – pozostaje nierozerwalnym znakiem, że Chrystus żyje i króluje. To pomnik wiary, który nigdy nie zamilknie

✠ Henryk M. Jagodziński
NUNCJUSZ APOSTOLSKI W RPA, LESOTHO, NAMIBII, ESWATINI i BOTSWANIE

Pretoria, dnia 15 września 2025 r.