Przeszedł czyścieć na ziemi - 50 rocz. śmierci bp. Czesława Kaczmarka

Historia Kościoła w Polsce nie zna bardziej tragicznej postaci nad biskupa Czesława Kaczmarka. Mówiąc nad trumną kapłana-męczennika o tragizmie jego losów, ksiądz biskup Ignacy Świrski miał na uwadze zmagania biskupa kieleckiego z okupantem hitlerowskim, jego walkę o godność i honor miasta Kielc, gdy przygotował i przekazał do wolnego świata raport o tym, co działo się w mieście 4 lipca 1946 r.; jego absolutną izolację więzienną od 20 stycznia 1951 r. aż do wrześniowego procesu 1953 r. - czasu, w którym zaburzono jego osobowość, wszelkimi sposobami niszczono go fizycznie i psychicznie aż do haniebnego procesu; brutalnego medialnego i administracyjnego wyrzucania go z Kielc w latach 1959-1963; plugawienia publicznego przez apostatę i współpracownika SB ks. Leonarda Świderskiego.

Czesław Kaczmarek urodził się 16 kwietnia 1895 roku we wsi Lisewo Małe, położonej w powiecie sierpeckim na północno-zachodnim Mazowszu. Gdy miał pięć lat, rodzice: Józef i Franciszka Bronisława z Rogińskich, zakupili małe gospodarstwo wraz z wiatrakiem we wsi Kukowo, w parafii Ligowo koło Skępego. W Ligowie Czesław rozpoczął naukę w szkole elementarnej. Gdy miał dziesięć lat, rodzice przenieśli go do szkoły w Skępem. Po jej ukończeniu został przyjęty do Seminarium Nauczycielskiego, które władze carskie zorganizowały w budynkach klasztornych Ojców Bernardynów po ich kasacie w Skępem. Seminarium Duchowne ukończył w Płocku i 20 sierpnia 1922 r. został wyświęcony na kapłana. Z początkiem września tegoż roku wyjechał do Francji na dalsze studia, skierowany przez biskupa płockiego Juliana Antoniego Nowowiejskiego. Na uniwersytecie w Lille studiował nauki społeczne i polityczne, które chlubnie ukończył doktoratem w 1927 roku. Rozwinął też działalność duszpasterską wśród Polaków, którzy przybyli do Francji w poszukiwaniu pracy i chleba; przez dwa lata był proboszczem w Bruay-en-Artois, gdzie przebywało około 15 tysięcy Polaków - górników wraz z rodzinami.

Z woli biskupa J. A. Nowowiejskiego ks. Kaczmarek w 1928 r. wraca do Płocka. Otrzymuje najpierw nominację na sekretarza Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej, a od 1932 r. zostaje dyrektorem Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej. 24 maja 1938 roku Nuncjatura Apostolska w Warszawie podała do publicznej wiadomości, iż Papież Pius XI mianował księdza prałata Czesława Kaczmarka biskupem kieleckim. Nominat kanonicznie objął diecezję 3 września, zaś następnego dnia sakry biskupiej nowemu ordynariuszowi w katedrze kieleckiej udzielił arcybiskup Filip Cortesi - nuncjusz apostolski. Współkonsekratorami byli: bp Adolf Szelążek z Pińska i bp Leon Wetmański, sufragan płocki.

Rządy biskupa Czesława w diecezji kieleckiej trwały 25 lat, z wstępnym rokiem do wybuchu drugiej wojny światowej i z czteroma 6-letnimi okresami: okupacji hitlerowskiej, czasu powojennego do aresztowania biskupa 20 stycznia 1951 r., czasu więzienia i internowania do 4 kwietnia 1957 r., kiedy to władze PRL pozwoliły biskupowi na powrót do Kielc. Ostatni okres to czas bezwzględnej walki od 1959 r., gdy żądano od Episkopatu i Prymasa Polski ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego, aby usunął biskupa z Kielc.

10 czerwca 1963 roku, w czasie odbywającej się konferencji Episkopatu w Warszawie, biskup Czesław dostał silnego ataku serca. Przyjęli go do swojego domu przy ul. Rakowieckiej Ojcowie Jezuici, gdzie czuwał nad jego stanem zdrowia prof. Edmund Żera. 4 lipca, już w Nałęczowie, ks. bp Kaczmarek doznał rozległego zawału serca, został przewieziony do kliniki w Lublinie i tam zmarł 26 sierpnia 1963 roku. Pogrzeb odbył się w katedrze kieleckiej 29 sierpnia. Trumnę z ciałem złożono w podziemiach katedry obok biskupów kieleckich.

Krótko zarysowany życiorys księdza biskupa Czesława Kaczmarka stwarza w sercu moim głęboki niedosyt. Inaczej można zobaczyć tę osobę przez lekturę książki, którą wydałem w 1991 r. (na dzień przybycia do Kielc Ojca Świętego Jana Pawła II) "Ksiądz Czesław Kaczmarek Biskup Kielecki 1895-1963". Tutaj zatrzymam się na tragizmie i niezłomności ks. biskupa Czesława Kaczmarka.

Najbardziej tragiczny w dziejach Kościoła w Polsce

Przy trumnie księdza biskupa Czesława Kaczmarka mowę pogrzebową wygłosił biskup podlaski Ignacy Świrski z Siedlec. To właśnie on wobec zebranego Episkopatu, setek księży i wielu tysięcy wiernych oznajmił: "Stwierdzić należy, że śp. Biskup był postacią tragiczną. (...) Podobnej tragicznej postaci w historii Kościoła w Polsce nie spotykamy". I dalej kaznodzieja wyjaśnił, skąd ten tragizm płynął, jakie były jego źródła: "Tragizm śp. Biskupa Kaczmarka, jak zresztą wielu innych księży, polegał na tym, że chcąc pracować w dziedzinie społecznej i kulturalnej, musiał zetknąć się z polityką i zająć w stosunku do niej wyraźne oblicze. Dlaczego? Otóż dlatego, że w wieku XIX i XX polityka wzięła niejako w monopol swój wszystko: i młodzież, i robotnika, i chłopa, i całą akcję społeczną, i powiedziała, że do tych dziedzin wstęp księżom wzbroniony. Młody i zapalony działacz społeczny nie mógł się z tym zgodzić i musiał energicznie temu się przeciwstawić. Ani młodzieży, ani szerokich mas nie mógł zostawić politykom, szczególnie tym politykom, którzy wołali: precz z Bogiem i precz z Kościołem".

Można powiedzieć, iż ks. bp Ignacy Świrski w powyższych słowach trafił w centrum osobowości ks. biskupa Czesława Kaczmarka, który w sprawach pryncypialnych jak: Bóg, Ojczyzna, człowiek, Naród i lud Boży, czyli Kościół, był zawsze zasadniczy, konkretny i zdecydowany, nie uprawiał dyplomacji, jak to bywa w polityce. To prawda, że studiował nauki społeczne i polityczne. Był jedynym biskupem w Episkopacie, który skończył właśnie taki kierunek studiów. Dlatego nie jest prawdą, co ktoś zamieścił w notach biograficznych w wydanej przez Wydawnictwo im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego Soli Deo i Wydawnictwo Księży Pallotynów Apostolicum w 2007 r. książce: Stefan Kardynał Wyszyński "Pro memoria. Zapiski z lat 1948-1949 i 1952-1953" (s. 650-651). Otóż z owej noty biograficznej dowiadujemy się, że bp Kaczmarek "w 1927 roku uzyskał doktorat z teologii" - co nie jest prawdą. Uwłacza prawdzie i dobremu imieniu biskupa Czesława Kaczmarka zawarte w nocie stwierdzenie: "Zwolennik współpracy z władzami sanacyjnymi. W latach 1939-1940 ogłosił trzy listy duszpasterskie, w których nawoływał do posłuszeństwa względem okupowanych władz administracyjnych". W tych dwóch zdaniach są zawarte dwie odrębne kwestie:

Pierwsza: rzeczywiście ksiądz Czesław Kaczmarek wrócił z Francji do Polski w 1928 r., a więc dwa lata po tzw. przewrocie majowym, gdy rządy w Polsce objęła sanacja. W ciągu 10-lecia w Płocku i pierwszego roku pasterzowania w diecezji kieleckiej nie ma dowodów na to, aby "był zwolennikiem współpracy z władzami sanacyjnymi". Przeciwnie, jako urodzony i wykształcony społecznik szukał dobrych - po prostu ewangelicznych - kontaktów ze wszystkimi. Władza diecezjalna w Płocku, a następnie Pius XI powierzyli mu ważne i odpowiedzialne zadania do spełnienia w Kościele, a jednocześnie w Polsce, bo diecezje: płocka i kielecka, to przecież najstarsze ziemie Polski. W czasie tych jedenastu lat ksiądz Cz. Kaczmarek, a następnie biskup kielecki nie współpracował z sanacją, ale z katolickim Narodem. To, czego dokonał w Płocku, było imponujące (por. monografia, s. 32-41), a był to owoc jego apolitycznej współpracy z katolikami świeckimi. Przybywając do Kielc, ks. biskup Czesław chciał zaleczyć rany i podziały, jakie powstały w mieście po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego. Zrodziły się one w związku z zakazem ówczesnego biskupa kieleckiego Augustyna Łosińskiego wobec duchowieństwa, aby nie wychodziło na dworzec PKP w Kielcach w czasie przejazdu na Wawel trumny ze szczątkami zmarłego Marszałka, gdy politycy, władze wojewódzkie i miejskie oddawały hołd zmarłemu. Zabronił też w tym momencie bicia w dzwony. W reakcji na ten zakaz zwolennicy J. Piłsudskiego zorganizowali w mieście wiec. W czasie przemarszu ulicą przed rezydencją biskupią i kurią diecezjalną demonstranci powybijali szyby, rozbijając butelki z atramentem o budynek, zeszpecili obiekt, w parku na zakończenie demonstracji spalili kukłę biskupa Łosińskiego. Po tych wydarzeniach biskup A. Łosiński zapadł na zdrowiu i zmarł w 1937 r.; po roku oczekiwań na nowego ordynariusza w 1938 r. przybył do Kielc ksiądz biskup Czesław. Rzeczywiście koił rany i jednoczył ludzi pod hasłem, które przyjął na posługiwanie w diecezji kieleckiej: "Omnia pro Christo Rege" - wszystko dla Chrystusa Króla.

Kwestia druga: biskup Kaczmarek "w latach 1939-1940 ogłosił trzy listy duszpasterskie, w których nawoływał do posłuszeństwa względem okupacyjnych władz administracyjnych". Autor noty biograficznej, podając tę informację, bezcześci dobre imię zmarłego przed 44 laty księdza biskupa Cz. Kaczmarka. Dalej pisze o profitach, jakie "kolaborant" otrzymał od Niemców: "uzyskał od nich prawo kontynuowania działalności drukarni diecezjalnej oraz seminarium duchownego". Autor okazał swoją niewiedzę o życiu biskupa i diecezji w okresie okupacji. Wystarczyłoby zajrzeć do monografii i doczytać rozdział VI: "Pasterzowanie w okresie drugiej wojny światowej" (s. 63-83). Właśnie w tym miejscu zamieściłem owe trzy listy pasterskie w pełnym brzmieniu, które ukazują rozwagę i odpowiedzialność biskupa za społeczeństwo, które niestety znalazło się w straszliwej niewoli totalitarnych systemów: faszyzmu niemieckiego i komunizmu sowieckiego. Szkoda, że autor noty, pisząc o tych trzech listach, nie podaje, w jakich okolicznościach powstały.

Pierwszy list ksiądz biskup Kaczmarek wydał ze szczególnym podkreśleniem: "Dan w Kielcach, w uroczystość Najświętszej Maryi Panny, Odkupicielki Niewolników, Roku Pańskiego 1939". Innymi słowy - list był datowany na 24 września, gdyż w tym dniu czczono w Kościele katolickim Matkę Boską Odkupicielkę Niewolników. Należy przypomnieć autorowi noty i tym, którzy rozważnych i zarazem politycznych działań księdza biskupa Czesława nie rozumieją, iż dokument został wydany po zajęciu Polski przez Niemców od 1 września i przez Stalina od 17 września 1939 r., po IV rozbiorze Polski i ustaleniu granicy między III Rzeszą i ZSRS na rzekach: Sanie, Bugu i Narwi. Prawdą jest, że w 1939 r. dwaj sprzymierzeni ze sobą sąsiedzi Polski założyli na nią pęta niewoli. Niewolę zaborczą ksiądz biskup Czesław znał dobrze, bo w niej się urodził (metryka jego chrztu jest zapisana w języku rosyjskim), wychowywał i wzrastał. Jako dorosły człowiek poznał smak wolnej Polski, o której często mówił, że trzeba ją kochać jak rodzoną matkę, ponad życie własne...

We wrześniu 1939 r. doświadczył wraz z Narodem klęski i jarzma nowej niewoli (4 września 1939 r. w Stopnicy pod murem klasztoru ksiądz biskup Czesław wraz z zakonnikami i osobami znajdującymi się w klasztorze czekał na rozstrzelanie, gdyby Niemcy znaleźli w klasztorze broń). Tydzień po napaści sowieckiej i niemal po czterech tygodniach od agresji niemieckiej, gdy hitlerowcy niszczyli kraj i zniewalali społeczeństwo, ksiądz biskup jako wykształcony społecznik i polityk (to mu się bardzo przydało!) wydaje do wiernych diecezji list, w którym dotkniętych bólem, rozpaczą, żyjących w popłochu i strachu, rozsądnie wzywa: "Niech każdy co prędzej zabiera się do pracy i pracuje dużo więcej i uczciwiej niż dotąd. Czy w polu, czy przy domu, w warsztacie czy przy biurku, niechaj każdy spełnia to, czego chce od nas Bóg. (...) Bez ładu, bez porządku, bez społecznej harmonii nie jest możliwym życie religijne, życie narodowe ani nawet najzwyczajniejsze życie ludzkie. Dlatego wzywam wszystkich Was, żebyście najpierw wierni świętym przykazaniom Boga i Kościoła okazali się posłusznymi względem władz administracyjnych we wszystkim, co się nie sprzeciwia sumieniu katolickiemu i naszej polskiej godności".

Przewrotni ludzie z redakcji "Gazety Kieleckiej", publikując list księdza biskupa Czesława, dokonali jego fałszerstwa, zmieniając tylko jedno słowo, które odmieniło sens listu i było kłodą rzuconą przed biskupem w jego więzi z wiernymi. Mianowicie: słowo "godność" zamieniono na "gościnność". Trzeba powiedzieć, że to nie ksiądz biskup Czesław wzywał wiernych diecezji do gościnności wobec hitlerowców, lecz "Gazeta Kielecka" z inspiracji pewnych politycznych opcji. Natomiast ksiądz biskup uczył rodaków realizmu: "nie rozbijajcie muru głowami", gdy napisał o posłuszeństwie wobec władz administracyjnych; jednak zaraz dodawał, że to posłuszeństwo nie może być sprzeczne z sumieniem katolickim, opartym na prawie Bożym. To posłuszeństwo nie może być sprzeczne z godnością Polaka.

Ksiądz biskup Czesław Kaczmarek jako odpowiedzialny pasterz za owce w owczarni Chrystusa i jako mąż stanu miał logiczne racje do wydania drugiego listu 2 października 1939 r. i trzeciego w maju 1940 roku. Listy te nie były oznaką uległości księdza biskupa wobec niemieckich władz administracyjnych, lecz wyrazem trzeźwego myślenia i odpowiedzialności za każde polskie życie, by nie porywać się z motyką na słońce. Dopóki istniała przyjaźń i zgoda między Hitlerem i Stalinem, ksiądz biskup wzywał do cichej i wytrwałej pracy, do modlitwy, gdyż losy narodów są w mocy Boga. Porównałbym go z prorokiem Jeremiaszem, który zapowiedział 70 lat niewoli babilońskiej dla Izraela, i wzywał, aby naród pogodził się z tą sytuacją, bo przecież i w niewoli można przetrwać...

Stawiając na przetrwanie, ks. bp Czesław przyjął i "przechował" w diecezji ponad 240 księży diecezjalnych i zakonnych, którym groziła zagłada na terenach północnej i zachodniej Polski włączonych do III Rzeszy. Przyjął do seminarium duchownego w okresie okupacji 86 alumnów zakonnych i z zamkniętych seminariów diecezjalnych. Gmach seminarium duchownego w Kielcach był w rękach okupantów, w budynku znajdował się szpital. Warunki, w których biskup prowadził seminarium, były spartańskie, często ekstremalne w znaczeniu materialnym, a także legalności wobec hitlerowców. Trzeba dodać, że tysiące wysiedleńców, uciekinierów ocaliły swoje życie w diecezji kieleckiej, a klimat do ich przyjęcia stworzył ksiądz biskup Kaczmarek, który w liście pasterskim wołał na całą diecezję: "Przychodzi do Was Jezus Chrystus z Pomorza i Poznania, przychodzi z Kujaw i Mazowsza, ze Śląska i ze wschodnich ziem. Pokłońcie Mu się, a powiedzcie, jako mawiali ojcowie wasi od wieków: "Gość w dom, Bóg w dom", osobliwie zaś, gdy gość taki udręczony przybywa (...) jako ich i Wasz ojciec i brat w Panu naszym, stoję przed Wami i przed nimi i z całego serca wołam głośno do Was: Podajcie im dłoń bratnią! Do nich zaś: Sursum corda (...) W górę serca! - powtarzam. Jesteście wszak wśród Polaków i chrześcijan, a więc wśród swoich, którzy was miłują i podzielają wasz ból".

Śmiem twierdzić i zapytać: ile było takich mężów stanu, którzy w okresie straszliwej nocy wojny i nieszczęść, jakie spadały na społeczeństwo, tak je jednoczyli w miłości i w poczuciu odpowiedzialności?

Ksiądz biskup Kaczmarek nie zachęcał i nie aprobował takich zachowań, które mogłyby być bezrozumną rzezią Polaków ze strony okupantów: hitlerowców i stalinowców. Uczył, że trzeba w integracji narodowej przeżyć czas niewoli.

Jako polityk z wykształcenia zmienił swoje stanowisko, gdy Hitler w czerwcu 1941 r. zaatakował ZSRS, a następnie Rosjanie odnieśli zwycięstwo pod Stalingradem nad wojskami niemieckimi i zaczęli je wypierać. Widział szansę na odzyskanie niepodległości w myśl przysłowia: "Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta". Wtedy włączył się całym sercem w działalność podziemną, konspiracyjną. Wstąpił w szeregi Chrześcijańskiej Unii Oporu, gdzie został zaprzysiężony. Był bliskim współpracownikiem założycieli Unii. Gdy ukonstytuowało się wojskowe podziemie, w postaci utworzonej najpierw organizacji Służba Zwycięstwu Polski, pod wodzą gen. Michała Tokarzewskiego, przekształconej wkrótce w Związek Walki Zbrojnej, a następnie w Armię Krajową, ks. bp Czesław Kaczmarek na terenie swojej diecezji udzielił jej szerokiego poparcia. Wiadomo, że Kielecczyzna po Warszawie miała największe zgrupowania jednostek Armii Krajowej - dzięki poparciu biskupa. Ponad stu księży było kapelanami w AK i NSZ, jak np. ks. Szczepan Sobalkowski, o czym pisał ks. Daniel Wojciechowski ("Nasz Dziennik", nr 175/2007, s. 24-25).

Obok działalności wojskowej ksiądz biskup z całym zapałem razem z ukrywającymi się w Kielcach i okolicy profesorami podjął działalność oświatową, i to na poziomie uniwersyteckim. Pod jego patronatem, przy materialnym wspieraniu i utrzymywaniu ludzi nauki, w Kielcach podjął dydaktyczną działalność Katolicki Uniwersytet Lubelski i Tajny Uniwersytet Ziem Zachodnich, czyli okupacyjny Uniwersytet Poznański.

Dodać należy, że ksiądz biskup Czesław ratował każdego człowieka, nie tylko Polaka i katolika. Ilu Żydów znalazło ocalenie na terenie diecezji kieleckiej? Ile metryk fikcyjnego chrztu wystawili księża w parafiach, aby ratować ich przed obozową zagładą? Nawet jeńcom sowieckim przetrzymywanym przez hitlerowców w obozie na Bukówce w Kielcach ksiądz biskup chciał pomóc. Nakazał proboszczowi parafii katedralnej ks. Józefowi Pawłowskiemu, aby roztropnie zaopatrywał ich w żywność, bo giną z głodu. Przecież za to groziła śmierć.

Po upadku Powstania Warszawskiego ci, którzy przeżyli i zostali wysiedleni lub sami opuszczali ruiny stolicy, jakże często udawali się do Kielc... Ksiądz biskup Czesław całe miasto postawił "na nogi", wszystkie parafie i domy zakonne zmobilizował do niesienia pomocy dla ludności Warszawy.

Aby ratować ludzi przed głodem i nędzą, ks. bp Kaczmarek 60 proc. sum wydatkowanych w czasie wojny przeznaczał na cele charytatywne. W grudniu 1944 r. zarządził specjalne nabożeństwo w intencji warszawiaków i modły za bohaterów Powstania Warszawskiego. Z tacy wielkanocnej w 1945 r. 75 proc. środków zebranych w całej diecezji przeznaczył dla wysiedleńców. Wydaje się, iż dewizą jego działalności w okresie okupacji hitlerowskiej były słowa: "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy", a czynił wszystko, aby przeżyli wszyscy.

Tymczasem dziś, w 2007 r., wyrwane z kontekstu słowa: "Nawoływał do posłuszeństwa względem okupacyjnych władz administracyjnych", są nadal oskarżaniem księdza biskupa Cz. Kaczmarka o kolaborację z hitlerowcami i o zdradę Narodu Polskiego, o co - między innymi - władze stalinowskie wytoczyły mu proces i skazały na 12 lat więzienia. Po upadku komunizmu, 8 listopada 1990 r., minister sprawiedliwości i prokurator generalny RP Aleksander Bentkowski dokonał całkowitego oczyszczenia z zarzutów i rehabilitacji księdza biskupa Czesława Kaczmarka.

Biskup niezłomny wobec przeciwności

Niewątpliwie czasy okupacji niemieckiej w Polce hartowały księdza biskupa Czesława i czyniły go niezłomnym. Przewidując wybuch wojny w końcu sierpnia 1939 r., wydał "Zarządzenia na wypadek wojny". W dokumencie pisał: "Czuję się w obowiązku zwrócić się z gorącym apelem do Duchowieństwa diecezji, aby godnie i całkowicie spełniło swój obowiązek w ciężkich chwilach, jakie przeżywamy. Dziś bardziej niż kiedykolwiek kapłan winien stać się ojcem owieczek swej pieczy powierzonych, mnożąc się w pracy i trudzie apostolskim ponad zwykłą miarę. Od nas bowiem, kapłanów, w wielkiej mierze zależy, jaki duch panować będzie w kraju; od nas oczekiwać będą wierni słów pokrzepienia, dyrektyw, a przede wszystkim wielkiej ofiarnej miłości. W tym celu wytężyć należy wszystkie siły, aby nie dopuścić do ograniczania pracy duszpasterskiej w żadnej dziedzinie, zwłaszcza nauczania, stowarzyszeń katolickich itp. (...) Duchowieństwo diecezji weźmie żywy udział w tworzących się organizacjach, których celem będzie pomoc ofiarom wojny, a do tej pomocy nieustannie zachęcać będzie swoich wiernych. Dopilnują szczególnie, aby praca katolickich stowarzyszeń charytatywnych oraz sióstr zakonnych możliwie najszybciej przystosowała się do zmienionych warunków i objęła swym wpływem najszersze warstwy potrzebujących".

Można powyższe słowa ks. bp. Czesława ocenić jako program nie tylko napisany, a jednocześnie zrealizowany w diecezji kieleckiej. Z tym zapałem ponad zwykłą miarę, w owej wielkiej miłości ksiądz biskup wraz z kapłanami, siostrami zakonnymi i mieszkańcami diecezji służył tułaczom i wysiedleńcom, chorym i cierpiącym, więźniom i jeńcom wojennym. Czasy wojny, zagrożenia i lęku swoją niezłomnością chciał uczynić i czynił czasami normalnymi: wizytował parafie, udzielał sakramentu bierzmowania, udzielał święceń kapłańskich. Sam dwukrotnie był wyrzucony z domu biskupiego, a mimo to zabiegał aż w Berlinie o uwolnienie z obozu w Działdowie biskupów płockich: arcybiskupa J.A. Nowowiejskiego i biskupa Leona Wetmańskiego, zapewniając władze niemieckie, że skoro ci duchowni nie mogą wrócić do Płocka, on ich przyjmie do siebie i da im utrzymanie. Ów gest księdza biskupa Czesława i dziesiątki, a może i setki innych dowodzi, że był niezłomny. Nie obawiał się odwrotnej reakcji hitlerowców, że przecież i on może znaleźć się w obozie.

Swoją niezłomnością wykazał się ks. bp Cz. Kaczmarek w okresie powojennym przez całą działalność duszpasterską w diecezji, nade wszystko przez stanowczość i odwagę, gdy wracając do Kielc 24 lipca 1946 r. z kuracji na serce w Polanicy Zdroju, zaraz powołał komisję do zbadania wydarzeń w Kielcach, jakie miały miejsce 4 lipca, kiedy to dokonano straszliwego mordu na Żydach mieszkających w mieście. Wiadomo, iż zbrodnia miała charakter nie etniczny, lecz polityczny (por. J. Śledzianowski "Pytania nad pogromem kieleckim", wyd. III, Jedność, Kielce 2006).

Ksiądz biskup w wydanym raporcie zdemaskował prawdziwych sprawców zbrodni. Ci zaś poczekali, aż umocniła się "władza ludowa", aż zostali wyniszczeni ludzie spod znaku AK, gen. Sikorskiego i gen. Andersa, wtedy przybyli i aresztowali biskupa 20 stycznia 1951 roku. Wtedy też w czasie całodziennej rewizji i przesłuchań przez Józefa Światłę i innych z UB okazał się niezłomny. W ciągu całego dnia aż do godz. 19.00-20.00 wypił tylko pół szklanki herbaty. Sprowadzony z piętra schodami od kuchni na podwórko, gdzie był podstawiony ubecki samochód, po drodze chciał wejść do pokoju swojej matki Franciszki Bronisławy, aby ją pożegnać, lecz Józef Światło zagrodził mu drogę. I tutaj też okazał się niezłomny.

A cóż powiedzieć o procesie? W przytaczanej nocie biograficznej czytamy: "Poddany torturom w śledztwie, przyznał się do winy. W procesie pokazowym w 1953 roku skazany na 12 lat więzienia". To prawda. Różne były oceny księdza biskupa Czesława w czasie procesu, jednak w moim przekonaniu na szczególną uwagę zasługuje ocena prof. Andrzeja Burdy, prokuratora generalnego PRL w latach 1957-1961 roku. "Zaimponował mi opanowaniem - może dlatego, że mnie brakuje tej cechy - i poczuciem humoru. Oskarżony o szpiegostwo zdawał sobie sprawę, że wyrok będzie ciężki. Po Październiku i rehabilitacji nie spokorniał". Więc znów niezłomny.

Wracając do Kielc i diecezji 4 kwietnia 1957 r., w wieku 62 lat, ksiądz biskup Czesław był bielusieńki jak mleko, głowa mu się trzęsła, wyczerpany fizycznie, lecz duchem niezłomny. We wrześniu 1957 roku wstąpiłem do seminarium duchownego w Kielcach. Boże! Jak on żarliwie i płomiennie przemawiał w katedrze, z jakim zapartym tchem słuchały go rzesze wiernych, wypełniając świątynię do ostatniego miejsca. Zawsze z uśmiechem, a nawet z żartem, jakby to wszystko, co przeżył, nie należało do niego.

Wrażliwy i odpowiedzialny za Kościół powszechny, gdy dowiedział się o prześladowaniach katolików w komunistycznych Chinach, w czasie kazania w katedrze kieleckiej 10 lutego 1959 r. stanął w ich obronie oraz wezwał do modlitwy za udręczony Kościół w Chinach. Okazując publicznie solidarność z torturowanymi i skazywanymi na śmierć za Chrystusa, znów okazał się niezłomny.

Wystąpienie to stało się głównym powodem, dla którego władze PRL w Warszawie przestały go uznawać od 5 czerwca 1959 r. jako ordynariusza kieleckiego, ba, zażądały, by Episkopat usunął ks. bp. Kaczmarka z Kielc i diecezji. Z pewnością była to bardzo kłopotliwa, nawet trudna sytuacja dla Episkopatu.

Z pomocą cierpiącemu księdzu biskupowi Czesławowi i Episkopatowi pospieszył Papież Jan XXIII. W liście skierowanym do "Czcigodnego Brata Czesława Kaczmarka Biskupa Kieleckiego" 19 sierpnia 1959 r. między innymi pisał: "Wyrok niesłusznie na Ciebie wydany przez władze państwowe został obalony - tak, iż Twoja względem Kościoła wierność, podobnie jak i szczera Twoja miłość względem ojczyzny stały się dla wszystkich oczywiste.

Dowiedzieliśmy się jednak, że grożą Ci nowe niebezpieczeństwa, które ponownie obawą i niepokojem przejęły Twój kler oraz wiernych. Żywimy jednak nadzieję, iż to wszystko pomyślnie się ułoży i ustawicznie ślemy do Boga modły, aby rychło zniknęły przyczyny niosące niepokój.

Pisząc te słowa w celu niesienia Ci pociechy i pokrzepienia, zapewniamy Cię, iż jesteśmy złączeni z Tobą gorącą ojcowską miłością i pokornie błagamy Dawcę wszelkich łask o pokój ducha dla Ciebie, pogodę oraz męstwo (...) jako zadatek łask Bożych udzielamy z pełni serca błogosławieństwa apostolskiego Tobie, Biskupowi Sufraganowi, duchowieństwu oraz ludowi Tobie zawierzonemu".

Słowa te okazały się niezwykle ważne, zobowiązujące dla księdza biskupa Czesława, iż trzeba trwać i być niezłomnym.

W odpowiedzi na to trwanie władze uderzyły z nową niszczycielską siłą w diecezję kielecką: zabroniono wydawania "Kieleckiego Przeglądu Diecezjalnego" i "Współczesnej Ambony", które wznowiono po tzw. Październiku, zlikwidowano ostatnią katolicką szkołę Sióstr Nazaretanek, dom dziecka oraz zabrano nowo wybudowany gmach nowej kurii i katechetycznego ośrodka diecezjalnego; pierwszych w Polsce 42 kleryków wzięto do wojska, przerywając im studia na dwa lata, przystąpiono do karania księży za byle co. A więc zbiorowa odpowiedzialność...

I cóż na to ksiądz biskup Czesław? Wobec Księdza Prymasa i Episkopatu deklarował, że jeżeli Stolica Apostolska go odwoła, natychmiast z walizką w ręku rozstanie się z Kielcami i diecezją. Natomiast wszędzie, gdzie występował na terenie diecezji, nauczał prawd wiary, udzielał sakramentów, nadal na wizytacjach kanonicznych głosił wspaniałe, płomienne kazania i gromadził wkoło siebie tysiące wiernych. Pamiętam, iż jako kleryk wiosną 1961 r. towarzyszyłem księdzu biskupowi Czesławowi wraz z diakonem Stanisławem Widłakiem, ks. dr. Janem Gurdą i ks. kanonikiem Romualdem Błaszczakiewiczem (też więzień z okresu stalinowskiego) na wizytacjach w dekanacie miechowskim. Wszędzie Msze św. były celebrowane przy ołtarzach polowych, gdyż tak liczne rzesze przybywały, aby z księdzem biskupem Czesławem być razem, słuchać go i z nim się modlić.

To pewnie najbardziej drażniło władze komunistyczne, że efekty nagonki "na Kaczmarka" dają inne owoce, niż się spodziewano, dlatego do nowego ataku i zohydzenia księdza biskupa Czesława wykorzystano współpracującego od 1948 r. z UB ks. Leonarda Świderskiego. Wojskowe samochody przywiozły go z Nowarzyc w Sudetach, w miejscowości Przysieka otrzymał willę o kilkunastu pokojach, dla "twórczej pracy" w resorcie, której zatrutym owocem był paszkwil na biskupa Czesława i Kościół "Oglądały oczy moje".

Ksiądz biskup Czesław i tym razem był niezłomny: "dzieło" apostaty przeczytał. Okazał się człowiekiem o doskonałej pamięci (wszystkie kazania głosił z pamięci!) i wiele kłamstw, przekrętów i nieuczciwości zawartych w tej lekturze zamieścił w postaci cennych uwag na marginesie książki.

Ataki nie ustawały, trapiony na każdym kroku, wiedząc o tym, uśmiechał się do wszystkich i przemawiał tak, jakby otaczało go grono najlepszych przyjaciół. I nie jest przesadą, że w każdym człowieku chciał widzieć Chrystusa i swojego przyjaciela.

Okazał to lekarzom i pielęgniarkom, salowym i chorym, z którymi cierpiał razem na dużej sali w szpitalu w Lublinie. Okazywał rozmodlenie, pogodę ducha, nawet humor. Leżąc, dużo pisał. 19 sierpnia 1963 r. zakończył swój testament, w którym znów okazał się niezłomny i ewangeliczny: "Wszystkim dziękuję za modlitwę i życzliwość. Moim wrogom, którzy niesłusznie przydali mi tyle krzyża i cierpień, mimo wszystko przebaczam, starając się naśladować Chrystusa miłościwego i dziękuję im za daną mi okazję przejścia przez próbę i czyściec na ziemi".

Ksiądz biskup Ignacy Świrski nad trumną ze szczątkami ks. bp. Czesława w kieleckiej katedrze pytał: "Czy możemy przypuścić, że ogrom tych cierpień pójdzie na marne, że historia kiedyś nie potrafi ich docenić? O nie, nie możemy wątpić, że Jego cierpienia pomnożą ten dziwny tajemniczy, duchowy, nadprzyrodzony skarbiec Kościoła, który przechowuje jako najcenniejsze klejnoty łzy, krew, cierpienia wiernych swoich synów".

Ks. prof. dr hab. Jan Śledzianowski