Relacja Nuncjusza w RPA: Moja pielgrzymka do Mariannhill

Kiedy po uroczystościach w chorwackiej misji w Johannesburgu w niedzielę 7 grudnia udałem się na lotnisko, by polecieć do Durbanu, nie przeczuwając jeszcze jak głęboko ta pielgrzymka poruszy moje serce, czułem jednocześnie wdzięczność i delikatne drżenie.

Jechałem tam jako Nuncjusz Apostolski, ale bardziej jeszcze jako pielgrzym, świadek i uczestnik jubileuszu dwusetnej rocznicy urodzin Sługi Bożego Opata Franciszka Pfannera, którego życie i dzieło, niczym rzeka o szerokim nurcie, ukształtowały duchowy krajobraz Południowej Afryki. Po wylądowaniu w Durbanie czekał na mnie o. Siyabonga Mbeje C.M.M., przełożony prowincjalny Misjonarzy z Mariannhill. Jego otwartość i serdeczność wprowadziły mnie od razu w klimat tej wspólnoty i ich wyjątkowej duchowości. Wieczorem dotarliśmy do domu arcybiskupa Siegfrieda Mandli Jwary C.M.M., który przyjął mnie z braterskim ciepłem. Była to moja pierwsza wizyta w Durbanie, mieście tętniącym życiem, barwnym, żywiołowym, leżącym nad Oceanem Indyjskim, gdzie zapach soli przenika powietrze, a ludzkie historie splatają się jak nici wielokolorowego gobelinu. Następnego ranka razem z arcybiskupem wyruszyliśmy do Mariannhill, oddalonego od Durbanu zaledwie o 25 kilometrów, ale duchowo i administracyjnie odrębnego, jakby wyjętego z innego czasu.

Msza Święta, która rozpoczęła się o godzinie 10, była sercem całego jubileuszowego dnia. To dla mnie wielki zaszczyt móc przewodniczyć Eucharystii w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny u źródeł dzieła Opata Pfannera. W moich dłoniach spoczywał jegopastorał, subtelnie wykonany z drewna, przedstawiający Maryję i św. Annę z Dzieciątkiem Jezus, ten sam, którego używał Sługa Boży. Ten pastorał był jak niemy świadek historii — most między przeszłą gorliwością a dzisiejszą wiarą.Czułem, że trzymam w dłoniach nie tylko symbol jego władzy opackiej, ale także świadectwo jego duchowej drogi, korzeni imienia Mariannhill – wzgórza Maryi i Anny, imion matki i babci założyciela. Kościół klasztorny wypełniony był po brzegi: biskupami, kapłanami, siostrami zakonnymi i wiernymi. W koncelebrze uczestniczyli kard. Stephen Brislin, arcybiskup Siegfried Mandla Jwara C.M.M., arcybiskup Buti Joseph Tlhagale O.M.I., arcybiskup Paul Mandla Khumalo C.M.M., biskup Neil Augustine Frank OMI, biskup Stanisław Dziuba OSPPE, biskup Thulani Victor Mbuyisa C.M.M., biskup Vincent Mduduzi Zungu OFM oraz biskup Xolelo Thaddaeus Kumalo. Wspólna modlitwa, śpiew, głębia duchowej jedności – wszystko to tworzyło wyjątkową atmosferę, jakby czas zatrzymał się, by oddać cześć człowiekowi, którego życie stało się znakiem nadziei.

Homilia arcybiskupa Butiego Josepha Tlhagale była jednym z najmocniejszych momentów liturgii. Arcybiskup, z niezwykłą głębią i charyzmą, ukazał Opata Pfannera w duchowej linii misjonarzy, którzy – jak powiedział – poświęcili swoje życie zbawieniu afrykańskiej duszy. Arcybiskup Thagale rozpoczął swoją homilię następującymi słowami:„W 1995 roku, po Zgromadzeniu Synodu Biskupów dla Afryki w Rzymie, papież Jan Paweł II ogłosił posynodalną adhortację apostolską Ecclesia in Africa. W tym liście encyklicznym zacytował przemówienie Pawła VI wygłoszone w Kampaliw 1969 roku, przypominając o długu wdzięczności wobec tych, którzy głosili Ewangelię, i wezwał: „Pamiętajcie o waszych przywódcach, patrzcie na koniec ich życia i naśladujcie ich wiarę”. Arcybiskup mówił dalej, że Opat Pfanner przyniósł światło Chrystusa na ziemię ogarniętą duchową ciemnością: „Byliśmy ludem kroczącym w ciemności nocy, ale płonąca pochodnia Opata Pfannera przyniosła nam niesłychane światło Chrystusa”. Podkreślił, że to światło otworzyło przed Afrykańczykami wolność i godność dzieci Bożych, że dzieło Opata stało się źródłem modlitwy, edukacji, pracy i nadziei, z którego czerpią kolejne pokolenia. Mówił też o duchowych owocach Mariannhill: diecezji liczącej 300 tysięcy katolików, licznych powołaniach, wspólnotach zakonnych i szkołach, w tym St. Francis College, gdzie formowały się pokolenia ludzi żyjących słowem Ewangelii. Wspólnota Mariannhill – dodał – jest dziś miejscem pielgrzymki, gdzie nieprzerwana modlitwa sióstr i braci tworzy klimat, w którym każdy dzień staje się dies Dei, dniem Pana. Arcybiskup zakończył homilię modlitwą o beatyfikację Opata Pfannera, podkreślając, że te modlitwy kierowane są do Boga przez Maryję, naszą Matkę, której uroczystość obchodziliśmy tego dnia.

Po homilii swój głos zabrał kard. Stephen Brislin, którego słowa wypełniły nas poczuciem odpowiedzialności i nadziei. Kardynał ukazał Opata Pfannera jako człowieka o niezwykłej determinacji i elastyczności, który potrafił połączyć surową regułę trapistów z wymaganiami dynamicznej misji dziewiętnastowiecznej Południowej Afryki. „Choć był człowiekiem kontemplacji i trapistą – powiedział – potrafił zawiesić niektóre zasady trapistów, by uwolnić mnichów, a nawet nowicjuszy, do pracy ewangelizacyjnej”. Kardynał przypomniał również, że dziś Misjonarze z Mariannhill posługują już w piętnastu krajach świata, co jest wymownym świadectwem zasięgu wizji ich założyciela. Przypomniał też moment, w którym Pfanner zdecydował się wysłać Edwarda Mngangę – czarnoskórego Afrykańczyka – na studia do Rzymu, wyprzedzając epokę, zrywając z ówczesnymi uprzedzeniami i strukturami społecznymi, rzucając wyzwanie temu, co wówczas było nie do pomyślenia. Najmocniej wybrzmiały jednak jego słowa o sprzeciwie Opata Pfannera wobec rasizmu. Przywołał artykuł ze wspólnotowego biuletynu Forget Me Not z 1889 roku: „Czy nadejdzie w końcu czas, gdy ludzie w Południowej Afryce wyrzekną się tego głęboko zakorzenionego i radykalnie złego uprzedzenia? Bo dopóki tego nie uczynią, będą jedynie poskramiać czarnego człowieka – ale nie nawracać go”. Kardynał dodał, że te słowa muszą nas dziś upominać, szczególnie w obliczu współczesnych napięć etnicznych, ksenofobii i rosnącego etnocentryzmu. Podkreślił także inkluzywną wizję edukacyjną Opata, cytując jego słowa: „Wszyscy chłopcy w naszym instytucie otrzymują darmowe utrzymanie i naukę, bez względu na to, czy są poganami, muzułmanami, protestantami czy katolikami, biali, czarni czy kolorowi, Anglicy, Holendrzy, Niemcy, Włosi, Hindusi czy Afrykanie”. Nazwał to dziedzictwem nierasowości i wezwał wspólnotę do kontynuowania tej misji wobec współczesnych podziałów. W dalszej części nazwał Opata Pfannera „pielgrzymem nadziei” i przypomniał słowa św. Pawła z Listu do Rzymian, że wszystko, co zapisano w Piśmie, zostało dane, by umacniać naszą nadzieję. Na koniec kardynał zaapelował, aby nie porzucać procesu beatyfikacyjnego: „Proszę, nie rezygnujcie. Jesteście to winni jemu, zgromadzeniom i Południowej Afryce. Pokonajcie przeszkody. Kontynuujcie. Niech Bóg wam w tym towarzyszy”.

W swoim słowie na zakończenie Mszy Świętej podkreśliłem, że w Roku Jubileuszowym „Pielgrzymów Nadziei” Kościół wzywa nas, abyśmy ponownie odkrywali piękno świętości. A życie Opata Pfannera jest jednym z tych znaków, który rozświetla drogę nie tylko dla Katolików w Afryce, ale i dla całego świata.

Moje osobiste więzi z jego historią sięgają lat posługi w Bośni i Hercegowinie — to właśnie tam był pierwszym opatem Mariastern. Drogi Opat Pfanner przemierzył od Austrii, przez Bałkany, aż po Afrykę — zawsze prowadzony przez tę samą Opatrzność. Jego duchowy świat splatał się z moim, gdy wspominałem, jak przeniósł do Afryki kopię Czarnej Madonny z Jasnej Góry, tworząc misję Centocow — polski akcent na afrykańskiej ziemi.

Stojąc w Mariannhill, widziałem, jak bardzo jego życie wciela słowa: „Czyńcie wszystko, cokolwiek Syn mój wam powie.” Jego odwaga, żarliwość wiary, niezwykła pracowitość i miłość do Maryi stały się fundamentem misyjnego dzieła, które trwa po dziś dzień.Po obiedzie, zwiedziłem jeszcze katedrę diecezji Mariannhill z monumentalnym obrazem Jezusa Miłosiernego, który zdawał się spoglądać wprost w moje serce, jakby przypominając, że cała misja Opata Pfannera zakorzeniona była w miłosierdziu Bożym.

Najbardziej poruszającym momentem dla mnie było jednak przejście na cmentarz, gdzie spoczywa Opat Franz Pfanner, wraz z misjonarzami i siostrami z założonych przez niego zgromadzeń. Modliłem się tam o jego rychłą beatyfikację — modlitwą prostą i głęboką, taką, którą dyktuje serce.Zaraz przy wejściu stoją groby dziewięciu brytyjskich żołnierzy, którzy zmarli w pobliskim szpitalu podczas wojny burskiej w 1899 roku. Ich obecność — niemal zapomniana w historii — jest jak dopowiedzenie, że to miejsce było świadkiem ludzkich dramatów, ale i świętości.Miejsce to emanuje pokojem i pokorą itworzy pejzaż niezwykłej historii, w której splatają się wątki ludzkie, duchowe, narodowe i misyjne.

Po uroczystościach arcybiskup Siegfried Jwara zabrał mnie do swojej katedry w Durbanie, kościoła p.w. Emmanuela, znajdującego się w samym sercu tętniącego życiem miasta, pośród wieżowców, w miejscu, gdzie czuć ciepły powiew Oceanu Indyjskiego. Katedra ta, zbudowana w latach 1902–1904, obchodziła w ubiegłym roku swoje 120-lecie, zrobiła na mnie ogromne wrażenie zarówno z zewnątrz, jak i od środka. Jej masywne mury, strzeliste łuki i pełne godności wnętrze świadczą o wierze pokoleń, które ją wznosiły. Arcybiskup opowiadał mi o historii tej świątyni, o jej poprzedniczce – kościele św. Józefa z 1875 roku, który został rozebrany i przeniesiony do Greyville, gdzie dziś służy społeczności portugalskiej. Wspomniał, że katedra była przez przeszło stulecie siedzibą zaledwie czterech ordynariuszy: biskupa Henriego Delalle’a, arcybiskupa Denisa Hurleya, kardynała Wilfrida Napiera oraz jego samego. Szczególnie zachwyciły mnie stacje Drogi Krzyżowej – piękne, głębokie, jakby wycięte z ludzkiego cierpienia i nadziei. Arcybiskup pokazał mi groby swoich poprzedników oraz miejsce, które – jak powiedział ze spokojem wiary – jest przeznaczone również dla niego samego, tuż obok tabernakulum, gdzie spocznie w oczekiwaniu na zmartwychwstanie. Zobaczyłem także chrzcielnicę, dar misjonarzy z Mariannhill dla tej katedry, która została pierwotnie wzniesiona przez misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Stojąc tam, w tej katedrze Emmanuela – Boga z nami – czułem wyjątkową bliskość Kościoła, który w Durbanie jest wspólnotą żywą, różnorodną, otwartą na uchodźców i migrantów, celebrującą każdej niedzieli Eucharystię w isi Zulu i po angielsku, przyciągającą ponad 2500 wiernych. To miejsce pulsuje życiem, modlitwą i nadzieją, zakorzenione w prawdzie Ewangelii.

Kiedy opuszczałem Mariannhill, miałem wrażenie, że zostawiam tam cząstkę mojego serca. A jednocześnie wracałem bogatszy o doświadczenie spotkania z człowiekiem, którego świętość pulsuje wciąż pod afrykańskim niebem. Sługa Boży opat Franz Pfanner uczy nas, że świętość jest możliwa, że miłość Chrystusa może przemienić narody, że odwaga w prawdzie i niezłomność w miłości potrafią zmieniać historię. I modlę się gorąco, abyśmy już wkrótce mogli nazywać go błogosławionym – świadkiem wiary, nadziei i miłości, którego świat potrzebuje bardziej, niż kiedykolwiek.Choć pisałem o nim już rok temu, dziś warto wspomnieć kilka szczegółów, które na nowo zachwycają jego postacią. Franz Pfanner urodził się jako niesforny chłopiec, pełen energii, a nie powagi — i właśnie ten chłopiec stał się później mężczyzną, który zbudował katedry, szkoły, klasztory, misje i nadzieję dla tysięcy ludzi.Był trapistą, człowiekiem ciężkiej pracy, surowej dyscypliny i wielkiego serca. Biegał, zamiast chodzić. Pracował więcej, niż inni byli w stanie unieść. Czasem porywczy, czasem niezrozumiany — ale zawsze oddany Bogu bez reszty. To on stworzył opactwo Mariastern w Banialuce w Bośni — jakby pisany mu był los budowniczego miejsc, w których wiara zapuszcza korzenie.To on jako jedyny odezwał się podczas Kapituły Generalnej, gdy zapytano, kto pojedzie do odległej, nieznanej Afryki: „Jeśli nikt nie chce iść, ja pójdę.”
To on nadał misjom imiona maryjne — od Lourdes, przez Kevelaer, Einsiedeln, Mariazell, aż po afrykańską „Częstochowę”, Centocow. I to on, uformowany duchowo przez Maryję, zmarł w Jej święto — 24 maja 1909 roku, w dzień Maryi Wspomożycielki Wiernych.

Dziś jego dzieło trwa w Misjonarzach z Mariannhill oraz Siostrach Misjonarkach Krwi Przenajświętszej — rodzinach zakonnych, które noszą jego duchowe DNA. Ich życie jest najpiękniejszym komentarzem do jego słów i czynów.Kiedy stałem przy jego grobie, rozumiałem już w pełni, dlaczego jego proces beatyfikacyjny postępuje naprzód. Jego życie było jak płomień — czasem gwałtowny, ale zawsze czysty.

Kiedy opuszczałem Mariannhill, wiedziałem, że noszę w sercu nie tylko wspomnienie pięknego jubileuszu, ale także głęboką duchową lekcję. Opat Pfanner uczy nas, że świętość jest możliwa. Że miłość Chrystusa może przemienić narody. Że wiara zakorzeniona w Maryi jest niewyczerpanym źródłem światła.I modlę się, aby dzień, w którym Kościół wyniesie go na ołtarze, nadszedł jak najszybciej.

✠ Henryk M. Jagodziński
NUNCJUSZ APOSTOLSKI W RPA, LESOTHO, NAMIBII, ESWATINI i BOTSWANIE

Pretoria, dnia 9 grudnia 2025 r.